Silny, cichy, na krawędzi postawiony, ty, świeczniku: noc w górnej połowie. Roztrwaniamy się w niewyjaśnionej niepewności na twej podbudowie. Udział nasz: nie znać wyjścia z ciemności zwodzącego nam dusze okręgu, zjawiasz się wśród naszych przeciwności i oświecasz je jak gór potęgę. Nas przewyższa blask twojego trwania, i zaledwie upadek nam pojąć; jak noc czysta wiosennego porównania dzielisz dzień od dnia pośrodku stojąc. Któż by miał kiedykolwiek śmiałość zmieszać z tobą nasz byt pełen cieni, ty masz wszystkich wielkości wspaniałość, kiedy my w małostkach zaprawieni. Gdy płaczemy, ledwie wzruszający, gdy patrzymy, wzrok ledwie czuwaniem, uśmiech nasz zbyt słabo uwodzący, a gdy wabi, to kto pójdzie za nim ? Ktoś. Aniele, czy się skarżę na pewno ? Lecz czym byłaby ta skarga głucha ? Ach, ja krzyczę, biję drewnem o drewno i nie myślę, że ktoś mnie wysłucha. Hałas mój dla ciebie nie mniej mroczny, jeśliś nie czuł mnie, bo jestem żywym. Świeć mi, świeć mi