27 mar 2017
2 mar 2017
9 lut 2017
5 rzeczy, których ludzie żałują w ostatnim dniu swojego życia
Australijska pielęgniarka prowadziła zeszyt z ostatnimi wyznaniami jej pacjentów. Zbiór okazał się bardzo pokaźny.
11 gru 2015
Uśmiech William Blake
Uśmiech
Jest uśmiech miłowania
I uśmiech podstępnej uciechy
I jest uśmiech nad uśmiechami
W którym łączą się te dwa uśmiechy.
Jest grymas nienawiści
I grymas wzgardliwej niechęci
I jest grymas nad grymasami
Który próżno wymazać z pamięci
Bo zagnieździł się w jądrze serca
I przedostał do szpiku kości
Żaden uśmiech znany człowiekowi
Nie przeniknie owych głębokości
Tylko jeden - ten co się raz zdarza
Między naszą kołyską a mogiłą -
Lecz gdy taki uśmiech zajaśnieje
Wszystko znika co cierpieniem było.
/William Blake/
3 lip 2015
15 maj 2014
Symbole kwiatowe
Akacja - miłość platoniczna
Aksamitka - nadzieja
Bez - wiara
Bratek - pamięć
Chaber bławatek - wierność, dobroć
Chryzantema - spełnienie marzeń, władza, słońce
Dziewanna - naiwność
Dzika róża - wdzięk
Fiołek - skromność, cicha miłość
Głóg - wesele
Goździk - odwaga
Groszek - pocałunek
Hiacynt - miłość dla zabawy
Hortensja - obojętność
Jarzębina - zgoda
Jaśmin - miłość zmysłowa
Konwalia - nieśmiałość
Lilia - niewinność
Mak - rycerskość
Malwa - ciekawość
Mimoza - delikatność
Nasturcja - wstydliwość
Narcyz - tęsknota, pewność siebie, zachłanność
Niezapominajka - trwała pamięć
Piwonia - dobrobyt
Powój - zalotność, zachłanność
Rezeda - skromność
Róża w zależności od koloru:
biała - melancholia, czystość, miłość
czerwona - miłość namiętna, upojenie, szczęście, radość, przyjemność
fioletowa - przyjaźń
niebieska - ufność, nadzieja, stałość, pamięć
pomaranczowa - duma, kokieteria
różowa - miłość sentymentalna
żółta - zdrada, zazdrość
Rumianek - zdrowie
Szarotka - niewinność
Tulipan w zależności od koloru:
- czerwony - wyznanie miłości
- żółty - miłość beznadziejna
Wrzos - podziw, samotność,
Żonkil - szacunek, nie odwzajemniona miłość
12 mar 2014
29 gru 2013
Mgły - poezja?
gdzie jesteś?
gdzie byłaś?
i co porabiałaś?
czekałem
wciąż stałem
gdzie byłaś?
i co porabiałaś?
czekałem
wciąż stałem
nie pojmowałem
przeleciał ptak
zaszumiał wiatr
z drzewa liść spadł
a ty wciąż się nie pojawiałaś
spojrzałem w dal
gdzie szumiał wiatr
pośród tysięcy mgieł
a to nie mgły
to byłaś ty
śpiewałaś i tańczyłaś
pobiegłem więc
nie wiedząc gdzie
by złapać moją miłość
i dziś wśród mgieł
budzę się i śpię
i jestem szczęśliwy(a)
przeleciał ptak
zaszumiał wiatr
z drzewa liść spadł
a ty wciąż się nie pojawiałaś
spojrzałem w dal
gdzie szumiał wiatr
pośród tysięcy mgieł
a to nie mgły
to byłaś ty
śpiewałaś i tańczyłaś
pobiegłem więc
nie wiedząc gdzie
by złapać moją miłość
i dziś wśród mgieł
budzę się i śpię
i jestem szczęśliwy(a)
19 wrz 2013
1 wrz 2013
William Wharton malarstwo na Uniwersytecie Stanowym
"Studiowałem malarstwo na Uniwersytecie Stanowym w Pensylwanii.(...)
Mój ojciec miał po części rację. Wydział malarski składał się z kobiet, zaś mężczyźni, wyjąwszy niewielki kontyngent weteranów, nie grzeszyli zbytnią męskością. Otwarta uczuciowość, skłonność do teatralnych gestów i wrodzone poczucie wyższości sprawiały, że niełatwo się z nimi żyło.
Uczyłem się jednak perspektywy, teorii koloru, uczyłem się posługiwać przeróżnymi technikami- pastelą, akwarelą, temperą. Poznawałem tajniki malowania na płótnie i różnych gatunkach papieru.(...)
Znakomita część wykładowców podzielała poglądy wielu studentów. Powstawały kliki. Nauczanie miało wysoce ezoteryczny charakter, dramatyczne, erotyczne i egzotyczne abstrakcje wzbogacano pseudopicassowskimi pomysłami. Moja własna estetyka w niczym do tego nie przystawała. Uczyłem się jednak. Byłem jak wariat, tak wiele dawało mi to radości i tak bardzo mnie ekscytowało. Aby zaliczyć kursy, zajmowałem się złamanymi kolorami, płynnymi krzywiznami, stosowałem łamanie powierzchni na pryzmatyczne kawałki, które malowałem w odpowiednio dobrane kolory. Nauczyłem się dramatyzować swoje uczucia do teatralnego wręcz poziomu. W naszych rysunkach konieczne były burza i napór, a także cierpienie przez wielkie C. Jeden z naszych wykładowców wymagał, byśmy przywiązywali się za ręce do klamki, a potem rzucali na podłogę, aby doświadczyć prawdziwego bólu.
Wszytko to było okropnie sztuczne, ale nic mnie to nie obchodziło. Pewne prace wykonywałem dla szkoły, ale równocześnie, posługując się opłaconymi materiałami, wykorzystując wielkie, znakomicie oświetlone pracownie i wszystkie otrzymane przywileje, tworzyłem własną estetykę.
Byłem przekonany, do dziś w to wierzę, że świat jest piękny z natury, że widzę to i potrafię w pewien sposób pokazać innym, podzielić się moją wizją, bez całej tej sztuczności, teatralności, bez prób intelektualnej racjonalizacji. Stałem się misjonarzem swoich przekonań.
Zdołałem przetrwać w roli wyrzutka na wydziale malarstwa, schowałem głęboko swoją osobistą estetykę, zdobyłem dobre stopnie i stałem się członkiem Honorowego Towarzystwa Sztuk Pięknych. Zacząłem jednak tracić wiarę w to, że naprawdę staję się artystą.
Wykładowcy z Penn sprawiali, że stawałem się projektantem, członkiem niezwykłego bractwa czy może kapłanem. W dyskusjach o malarstwie potrafiłem przegadać każdego. Emfaza i podporządkowanie, wartość plastyczna, przejścia, kolory analogiczne, wszystkie te bzdury, które tak naprawdę niewiele miały wspólnego ze sztuką. Wszystko razem było naprawdę załamujące.
Wciąż chciałem nawiązać łączność z ludźmi, uczciwie wyrażając, co sam czuję. Nie tak pojmowano w Penn słowo „sztuka”. Najczęściej były to przeróżne sztuczki, które miały na celu zwrócenie na siebie uwagi, czyjejkolwiek uwagi."
'Spóźnieni kochankowie'
Mój ojciec miał po części rację. Wydział malarski składał się z kobiet, zaś mężczyźni, wyjąwszy niewielki kontyngent weteranów, nie grzeszyli zbytnią męskością. Otwarta uczuciowość, skłonność do teatralnych gestów i wrodzone poczucie wyższości sprawiały, że niełatwo się z nimi żyło.
Uczyłem się jednak perspektywy, teorii koloru, uczyłem się posługiwać przeróżnymi technikami- pastelą, akwarelą, temperą. Poznawałem tajniki malowania na płótnie i różnych gatunkach papieru.(...)
Znakomita część wykładowców podzielała poglądy wielu studentów. Powstawały kliki. Nauczanie miało wysoce ezoteryczny charakter, dramatyczne, erotyczne i egzotyczne abstrakcje wzbogacano pseudopicassowskimi pomysłami. Moja własna estetyka w niczym do tego nie przystawała. Uczyłem się jednak. Byłem jak wariat, tak wiele dawało mi to radości i tak bardzo mnie ekscytowało. Aby zaliczyć kursy, zajmowałem się złamanymi kolorami, płynnymi krzywiznami, stosowałem łamanie powierzchni na pryzmatyczne kawałki, które malowałem w odpowiednio dobrane kolory. Nauczyłem się dramatyzować swoje uczucia do teatralnego wręcz poziomu. W naszych rysunkach konieczne były burza i napór, a także cierpienie przez wielkie C. Jeden z naszych wykładowców wymagał, byśmy przywiązywali się za ręce do klamki, a potem rzucali na podłogę, aby doświadczyć prawdziwego bólu.
Wszytko to było okropnie sztuczne, ale nic mnie to nie obchodziło. Pewne prace wykonywałem dla szkoły, ale równocześnie, posługując się opłaconymi materiałami, wykorzystując wielkie, znakomicie oświetlone pracownie i wszystkie otrzymane przywileje, tworzyłem własną estetykę.
Byłem przekonany, do dziś w to wierzę, że świat jest piękny z natury, że widzę to i potrafię w pewien sposób pokazać innym, podzielić się moją wizją, bez całej tej sztuczności, teatralności, bez prób intelektualnej racjonalizacji. Stałem się misjonarzem swoich przekonań.
Zdołałem przetrwać w roli wyrzutka na wydziale malarstwa, schowałem głęboko swoją osobistą estetykę, zdobyłem dobre stopnie i stałem się członkiem Honorowego Towarzystwa Sztuk Pięknych. Zacząłem jednak tracić wiarę w to, że naprawdę staję się artystą.
Wykładowcy z Penn sprawiali, że stawałem się projektantem, członkiem niezwykłego bractwa czy może kapłanem. W dyskusjach o malarstwie potrafiłem przegadać każdego. Emfaza i podporządkowanie, wartość plastyczna, przejścia, kolory analogiczne, wszystkie te bzdury, które tak naprawdę niewiele miały wspólnego ze sztuką. Wszystko razem było naprawdę załamujące.
Wciąż chciałem nawiązać łączność z ludźmi, uczciwie wyrażając, co sam czuję. Nie tak pojmowano w Penn słowo „sztuka”. Najczęściej były to przeróżne sztuczki, które miały na celu zwrócenie na siebie uwagi, czyjejkolwiek uwagi."
'Spóźnieni kochankowie'
15 kwi 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Australijska pielęgniarka prowadziła zeszyt z ostatnimi wyznaniami jej pacjentów. Zbiór okazał się bardzo pokaźny. Tłumimy uczucia: ze w...